piątek, 18 września 2015

Rozdział 2.cz.3

                      -To ty?-Pytam zapatrzona w Adama.Prawdziwego Adama.Z krwi i kości.Kręcę głową a na mojej twarzy rozkwita uśmiech.O Boże! On żyję!Muszę wszystkich zawiadomić,muszę powiedzieć jego mamie,muszę...Uszczęśliwiona wpadam w jego ramiona.Roztapiam się.Myślałam że nigdy go nie zobaczę lecz... Właśnie teraz przytulam się do jego piersi.JEGO.
                        Wstrzymuję oddech.Chcę tańczyć,śpiewać jestem taka szczęśliwa.Do momentu gdy on mówi:-Kobieto dlaczego mnie obejmujesz?-Ten głos jest zimny jak lód który chucha w moje gorące serce.Odsuwam się zaniepokojona.Nigdy nie odzywał się do mnie takim tonem.
      -Adam...-Mówię marszcząc brwi.
    -Jaki Adam?-Wydaję się szczerze zaskoczony moim zachowaniem.Ale przecież jestem jego dziewczyną.To normalne że zakochani obejmują się.Jak normalni ludzie.W normalnych środowiskach. -Twoje imię.-Biorę go za rękę lecz on ją wyszarpuję.Patrzy na mnie przez chwilę i naglę jakby zaświeciła się mu żarówka nad głową zaśmiał się i przeprosił. I już nie widziałam Adama.Tylko młodego chłopaka o ciemnych włosach a oczach lśniących jak skrzydła kruka w locie.Piękne.Na oko miał szesnaście lat.Tak myślę.
       -Ty...-Szepcze zdając sobie sprawę że to tylko iluzja.Kolejna moc Cieni.W moich oczach pojawiają się łzy.Z mojego ciała uchodzi powietrze.Tylko iluzja.Spuszczam wzrok patrząc w swoje dłonie. Iluzja.Adam nie żyje.Zresztą co ja sobie myślałam.Nie mógł być tak po prostu w akademii.Pociągam nosem wbijając wzrok w chłopaka.-Dlaczego?
             -Dlaczego co kochanie?-Uśmiecha się.Czy on mnie nazwał kochaniem?Mrugam mając nadzieję że się przesłyszałam.
                           -Kochanie?-Zaciskam  wargi czując że już zaczynam nienawidzić tego kolesia.-Kochanie to możesz mówić sobie do psa.-Wyrzucam.On uśmiecha się szerzej mówiąc:-Co za tupet!Tak mam dużego!-Wytrzeszcza oczy i po chwili słyszę śmiech Marco za moimi plecami.Ciemnowłosy kręci głową.-To znaczy psa!Nie żebym coś tam sugerował tylko...Psa.-Stoi z otwartymi ustami i wrzeszczy:-To znaczy!Boże!Nie patrzcie się na mnie to stresuję.-Kończy a ja staram się nie wybuchnąć śmiechem.Za to Marco bierze go za ramię i potrząsa cały czas się śmiejąc.Patrzy na mnie.-To jest Caine.-Chłopak słysząc swoje imię nachyla się jakby dawał mi pokłon.-Caine Apell zawszę chętny do pomocy jeśli wiesz co mam na myśli...-Kręcę głową widząc jak osoby w pomieszczeniu zaczynają się śmiać.Dla mnie to nie jest zabawne.
       -Dlaczego zamieniłeś się w Adama?-Przełykam ślinę.-I jak to zrobiłeś?-Caine bierze zamach jakby chciał usiąść lecz w ostatniej chwili zrezygnował.Kręci głową spoglądając na Marco z oczami pełnymi smutku.Już zaczynam się niecierpliwić.
                            -To jest...Trochę dziwne.Ale możesz to przyjąć...Naprawdę yyy...-Zaciska wargi.-Jesteś nasza.I masz się podporządkować.Ten obraz był z twojego umysłu.Chciałem sprawdzić jak moje ciało przyjmie tyle emocji.To były twoje uczucia.Chcemy być niezniszczalni.A gdy będziemy mieli łowcę po naszej stronie-No na przykład ciebie.Będziemy silni.I to bardzo.



                          Gdybym miała podzielić życie na kilka części byłyby one smutkiem,goryczą,codzienną radością ulatniająca się gdy zdaję sobie sprawę że wracam do świata.Tego samego świata.Tego samego co wczoraj.
                           To że budzę się jest ostatnią rzeczą jaką chciałabym robić.Lecz robię.
        Co trzy dni.Co 72 godziny.To mój mały rodzaj buntu.Tak.Tak własnie zamierzam żyć.Marco jest dla mnie nie miły.Tak.Tak właśnie sądzę.Caine'a lubię.Nawet bardzo.Czuję się jakby był moim starszym bratem choć jestem od niego o dwa lata starsza.
                   Więc jestem tu.
 2 miesiące.4 dni.8 minut.2 sekundy.3 sekundy.4 sekundy.
                                                 Czy zamierzam tak żyć?Jak najbardziej.Leżę na łóżku i płaczę.Godne pozazdroszczenia.Jestem nie wyspana.Zmęczona.Psychiczna.Zero wieści od rodziców czy od braci... Moje rodzeństwo.Już wolałabym psychiatryk niż to coś.Moja stopa zsuwa się z łóżka.Życie wylewa mi się przez palce.
                       Jak się czuję?-Jak wyrzutek.
                       Czym oddycham?-Tym samym powietrzem co Cienie.
                       Kim jestem?-Nikim.
                                       Ktoś puka do drzwi.Nie odpowiadam.Oprócz mnie do pokoju wchodził tylko Caine.-Czas nauczyć się żyć.-Mówi przez drzwi Marco.

                                              ZASTRZEL MNIE.

                                 


                                              
  

piątek, 11 września 2015

WRÓCIŁAM!!!

                   A więc...Jestem.To dziwne uczucie mieć gips na nodze.Przez cały ten czas leżałam w szpitalu....No może nie przez cały czas lecz miałam też lekkie uszkodzenia w ręce.
      Jeśli myślicie że spadanie z kilkunastu metrów jest zachwycające i bohaterskie to muszę was rozczarować.Sprawa była taka,że mój pies uciekł.Nie dosłownie.Wspiął się na budowę a ja chciałam go ściągnąć i spadłam.
      Nie mogę powiedzieć czy bolało.Dopiero w szpitalu.

                                                                 A więc wróciłam.