piątek, 6 listopada 2015

Rozdział 2.cz.4

       Wchodzę i wychodzę.Wciąż ta sama czynność od tylu dni.Normalny człowiek na moim miejscu pewnie by się załamał.I ta myśl dodaje mi sił na wstawanie rano.Nie uczę się zwykłych przedmiotów jak na przykład biologia lub chemia.Uczę się walczyć i patrzę jak inni-w tym Marco i Caine-wykorzystują swoją moc cieni.
                         Czy żałuję że się tutaj dostałam?Kiedyś było tak lecz przebywam już tu tak dużo czasu że przyzwyczaiłam się do ludzi i środowiska.Marco to nauczyciel od walki w której używa się magii a Caine od kontrolowania jej.A ja tylko stoję i patrzę jak oni robią te przedziwne rzeczy.Znalazłam nawet koleżankę .Ma na imię Daniela Merlotta.Córka dyrektorki. To wpadłam. 
                    Jeśli chcę być pełnym łowcą muszę przejść szkolenie które jest piekielnie nudne. Nigdy nie lubiłam wychowania fizycznego a tu moja praca właśnie na tym polega. Nie rozumiem ludzi którzy oddają się sportowi bez reszty. Dla mnie najlepszą drogą jest podążanie za pasją. Pisanie opowiadań lub malowanie... Ale nie sport! 
                        -Panno Bennet? Mogła by pani powtórzyć co właśnie powiedziałem?-Profesor Delrose zbliża się do mojej ławki. Wstrzymuję oddech gotowa wymyślić jakąś historyjkę. -Przepraszam proszę pana lecz właśnie na gałęzi pojawił się taki ładny ptaszek...Nie potrafiłam się oprzeć by na niego nie spojrzeć i nie słuchałam pana przez chwilę.-Uśmiecham się słodko.Pan zaczyna się śmiać.
-Może by przeszło gdybyś jednak siedziała przy oknie.-Marszczy brwi próbując się opanować a jego włosy spadają na mój stolik.Fuj.
-A pan mógłby się strzyc.-Syczę.Wszyscy zaczynają się śmiać a Daniela mówi mi bym przestała się wygłupiać.Lecz już za późno. Profesor odwraca się i przeszywa mnie  lodowatym wzrokiem.-A ty może wreszcie nie przeszkadzałabyś na moich zajęciach?-Daniela próbuję zaszyć się pod ławką.Śmieję się z udawanym entuzjazmem.-Nie przydadzą mi się pana lekcje. Włosy to święta rzecz a profesor je tak bardzo zaniedbuję że dosłownie sypią się z głowy.-Krzywię się.-I dla tego nawet dziewczyny za rogiem pana nie przyjmują!
Widzę jak profesor bierze krótki oddech... To nie wróży nic dobrego.-Zawsze byłem przeciwny by Łowca uczył się w Killgmon.Wciąż mówiłem Margaret że to zły pomysł. Przez cały miesiąc wstrzymywałem się by nie dać ci przypadkiem w twarz lub po prostu nie zabić. Jesteś tu zbędna i w każdej chwili możesz wylecieć więc lepiej się przymknij i słuchaj co mówię na lekcjach. -Widzę jak pot zalewa mu czoło i zamyślam się. Ja? Wyrzucona? Bez Danieli? Boże co to by było za życie. Już chcę powiedzieć jakąś kąśliwą uwagę lecz... Nie chcę iść z powrotem do domu gdzie nikt mnie nie zrozumie. Milknę więc . Profesor wydaje się szczęśliwy. Wygrał przecież wojnę. 
-Tylko że ja... Nie chce pana martwić lecz podobno to ja poluję na was. Na Cieni. Więc powinien profesor się bać. 
Mężczyzna śmieje się. Wkurzam się na maksa. ON ŚMIEJE SIĘ ZE MNIE!Otyły,łysy facet bez grosza przy dupie się ze mnie śmieje! Wstaję głucha na prośby Danieli.Podchodzę do biurka podnosząc szklankę wody. Po chwili zdaję sobie sprawę co zrobiłam. Cała twarz profesora jest przemoczona. Bez słów udaję się do drzwi.Dyrektorka często mnie gościła więc to nic nowego. Zatrzymuję się przy framudze. -Przynajmniej już się pan nie poci.

                                               

2 komentarze:

  1. Tak trzymaj! ( woda, nauczyciel coś mi to przypomina ) XD
    Rozdział super, czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Padłam przy końcówce!!! HAHAHAHAHHA <3

    OdpowiedzUsuń