piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 2.cz.5

-Muszę przyznać że jestem pod wrażeniem.-Dyrektorka patrzy na mnie w skupieniu tak jakby przejrzała mnie na wylot. -Zostałaś czternaście razy w ciągu miesiąca wysłana na dywanik. Jak się z tym czujesz?-Podchodzi do szafki i wyjmuję z niej kubek. Zaparza herbatę którą obie uwielbiamy. Wiem,wiem... 
Picie z dyrektorką to przesada. Ale ona naprawdę jest dobrą osobą. Prócz tego że nie zamierzała mi mówić nic o tym że mój kochany braciszek mnie odwiedzi.Nie mama,lecz wkurzający trzynastolatek. 
-Prawidłowe pytanie powinno brzmieć: Liso. Twój brat Damon będzie mieszkał z nami w akademiku ponieważ podejrzewamy że też jest Łowcą. Zgadzasz się?-Mrużę oczy zła.-Nie. Nie zgadzam się. 
Kobieta wzdycha zdegustowana. Nie obchodzi mnie że sprawiam jej kłopot. To po prostu nie fair. Powinna spytać się na początku mnie a nie rodzicom którzy szczerze chyba mają mnie gdzieś. Nie odwiedzają i nie przysyłają listów. Jak ja mam niby się czuć? A na dodatek będę musiała mieć na oku Damona. 
-Kochanie. To już ustalone...-Przerywam jej wkurzona. 
-Nie ze mną.A w ogóle jak udało ci się przekonać czy raczej okłamać rodziców. Powiedziałaś że mają tu szkołę którą można zaczynać w wieku trzynastu lat. To dziwne ponieważ Will ma osiemnaście lecz on nie mógł.W jaki sposób to wytłumaczyłaś?-Przekrzywiam głowę na bok rozluźniając się na fotelu. Przyzwyczaiłam się że to miejsce jest bardzo stylowe i można tu poczuć się jak w domu. Jest nawet sala w stylu wiktoriańskim. Uwielbiam tę epokę więc cały czas tam przesiaduję. 
Dyrektorka bierze krótki oddech który wróży długą i strasznie nudną historię.
-Ach... Pamiętasz mężczyznę który pomylił cię z Danielą? To czarodziej.Wiem że trudno ci w to uwierzyć lecz posłuchaj mnie przez chwilę bez przerywania okay? Dobrze. Przyszłam do twoich rodziców właśnie z nim. Jak mówiłam jest czarodziejem. Zahipnotyzował twoich rodziców na czas nie określony wmawiając im,że nie potrzebnie się martwią.Wypuszczą jednego ze swoich chłopców z gniazdka. Powiedział żeby nie odwiedzali was.-Postawiła kubki na biurku. Jestem wstrząśnięta. Jak to zero wizyt? 
Przełykam ślinę. Nie pozwolę na to. Damon to przecież jeszcze dziecko. 
-A teraz.-Kobieta uśmiecha się miło.-Wypij herbatę i idziemy do pokoju twojego braciszka. 

***
-Damon.-Mówię próbując ukryć łzy.-Tak mi przykro.Nie chciałam być się dowiedział.
Mój prawdziwy brat patrzy mi głęboko w oczy. Uśmiecha się na widok moich łez.
-No co ty? Serio uważasz że mógłbym zatęsknić za popieprzoną szkołą w której i tak nie wiele robię? Jakbyś nie wiedziała kiblować dwa lata z rzędu to nie najlepsze zajęcie na przyszłość. Przynajmniej będę miał zajęcie będąc łowcą. Przecież jestem dobry jeśli chodzi o sport. Zaufaj mi.-Bierze mnie za rękę.-Proszę.
Przytulam się do jego torsu. Kiedy on mi tak wyrósł? 

***
Idę obok Marco z miną  winowajcy.
-Czuję się jakby ktoś wytrwał mi serce.-Patrzę w przestrzeń.Chłopak zatrzymuję się i przez chwilę spogląda na mnie dziwnie. Bierze moją twarz w dłonie. Moje serce zaczyna walić jak szalone. Co on zamierza zrobić? Wstrzymuję oddech gdy pochyla się bliżej.
-To nie twoja wina.-Szepcze zgarniając kosmyk błąkający się po moim policzku. -Znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu.
Przez wspaniałą sekundę myślałam że mnie pocałuję lecz on bez słowa odszedł. 

4 komentarze:

  1. Rozdział jak zawsze extra!
    Kiedy next?! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    2. Już piszę kolejny rozdział :)

      Usuń
  2. Nie spodziewałam się takiego obrotu akcji (Marco i te sprawy)

    OdpowiedzUsuń