piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 1.cz.1


          Patrzę na Adama.On też na mnie patrzy.Czuje się jak na chmurce podtrzymywanej na jego oddechu.Adam to najlepsze co mnie w życiu spotkało.Jego zielone oczy przewiercają mnie na wylot a ja czuję że robię się purpurowa.Gładzi kciukiem mój policzek .W milczeniu przytulam się do jego dobrze wyrzeźbionej piersi.
       Zawsze chciałam z  nim być ale nie spodziewałam się,że to kiedykolwiek się stanie.Plotkowałam z koleżankami o tym jego gorącym spojrzeniu od wielu,wielu miesięcy lecz dopiero teraz zaszczycił mnie nim.Gdyby tylko wiedziały!Wyobrażam sobie ich miny... 
           Mięknę w ramionach Adama przypominając sobie naszą pierwszą randkę.Byliśmy na imprezie organizowanej przez kolegę Julii mojej najlepszej przyjaciółki.-Lisa.-Powiedziała Amanda Oksderton.-Miło,że wpadłaś na imprezę mojego chłopaka.-Spojrzała na Adama który nie domyślał się jakie Amanda żywi do niego uczucia.Pewnie chciała zrobić na nim wrażenie że ona też już kogoś ma i może zasiać w nim zazdrość.Lecz on tylko zrobił urażoną minę i powiedział:
      -Ej!A ja to niewidzialny że już tylko Lisę zaszczycasz miłymi słówkami?-Zaśmiał się i pocałował mnie w czubek głowy... Tak.To dobre wspomnienie.-Adam?-Mówię do jego piersi.
     -Tak?-Odpowiada a ja wspinam się na łokciu i całuje jego ramię.Słyszę jego oddech który momentalnie przyspiesza gdy moje usta idą w górę ku jego szyi.-Będę musiała już jechać do siebie.-Gdy to mówię on jakby za dotknięciem różdżki spina się i siada na łóżku.Przez kilka minut nic nie mówi.Nie mam pojęcia czy  jest na mnie zły czy też myśli o czymś o wiele innym.Ale o co ma  być na mnie zły?-Może twoich rodziców nie ma w domu ale moi są.-Przerywam siadając obok niego w nadziei,że wreszcie coś powie.-A jak się obudzą i zobaczą że mnie nie ma zadzwonią po policję i będę miała poważne kłopoty.
         Adam wzdycha.Rozumie lecz nie zawsze chce przyjąć pewne rzeczy do świadomości.Gdy jesteśmy razem zapominam o czasie.A jak ja zapominam to prawdopodobieństwo jest takie że będę miała przechlapane.On nigdy nie mówi że musi iść,że nie ma czasu lub już późno.Adam zawsze ma czas ponieważ jego rodzice częściej niż spędzają czas z synem biorą udział w podróżach po świecie.-Wiem,wiem.-Wstaję i sięga po spodnie.
                    Ja także zaczynam się ubierać i 5 minut starczy już jesteśmy w samochodzie.Widzę jak przemierzamy drogę, zamyślam się.Ulicę oświetlają tylko kilka lamp a zaraz nawet one się skończą.Mieszkam na końcu miasta Los Angeles na przeciwko Akademii Killgmon.Miejmy nadzieję że nikt mnie nie wyda.Już raz widziałam jak uczniowie z Killgmon zgłaszali policji wszystkich którzy kręcili się zbyt blisko miejsca ich akademika.I zawsze w magiczny sposób okazywało się że to jakiś przestępca.Oni ciągle wydają mi się dziwni choć wszyscy mówią że są aniołkami.Nie można dopatrzeć się w nich złego.Są bielsi on prześcieradła.Nikt nie może im nic zarzucić.Bla,bla,bla... 
         Podobno wszyscy mają tam same dobre oceny.Adam podjeżdża pod Akademie.-Dobra.-Mówię przyciągając go do siebie i całując.On przesuwa dłonią po moich plecach a mnie przeszywa dreszcz.Czuję jak chcę się przybliżyć chcąc więcej lecz samochód mu na to nie pozwala.-Idź za nim zrobię coś co by nie spodobało się twoim rodzicom.-Szepcze przy moich ustach a ja napawam się jego zapachem.-Do jutra.-Otwieram drzwi lecz nie wychodzę.Zagryzam wargę.Po chwili on mówi:-Jutro podjadę pod twój dom i zabiorę cię do szkoły.-Uśmiecham się wychodząc.
                Idę przez trawnik w nadziei że mnie nie okłamał.

                                 W domu od razu kładę się spać.Wzdycham lecz nie słyszę odjazdu samochodu.

                                                    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz