czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 2.cz.1

                       Po pewnym czasie stanęłam w zupełnej ciemności.Zdyszana oparłam się o ścianę.Co to miało być?Boże to niemożliwe.Czy raczej jak to możliwe.Gdybym miała wybór nawet nie zapisałabym się do Killgmon.A tak... Słyszę jak ktoś staję obok mnie lecz nie zamierzam już uciekać.Jeśli mam walczyć,będę.-Myślałam że chcesz mi zrobić krzywdę.-Udało mi się wykrztusić między spazmami  kolki.Marco pomaga mi wyprostować plecy.Szybko odpycham jego ręce.
                      -Co się dzieję?!-Woła dyrektorka z końca korytarza i naglę jakby się teleportowała była już obok mnie.Wrzasnęłam przestraszona ale i zaciekawiona.Marco zagryza wargę i bierze mnie pod rękę.Tym razem nie protestuje i daję się zaprowadzić przez labirynty.Kobieta otwiera drzwi po mojej lewej.-Wejdźcie.-Mówi zdenerwowana ani razu nie patrząc w moją stronę.Siadam z wdzięcznością na fotelu na przeciw biurka dyrektorki.-Margaret.-Odzywa się Marco który jako jedyny stał.-Nie chciałem by się dowiedziała lecz to i tak było nieuniknione.Kilka dni tutaj to jak śmierć dla normalnych.-Zaciska usta w wąską linię.Gdybym wiedziała że ta sprawa będzie dotyczyła śmierci dawno bym się stąd zmyła.Lecz już za późno.
              -Przerażacie mnie.-Mój głos zaczyna drżeć.-Czym wy do cholery jesteście!-Krzyczę ponieważ nie jestem zdolna powstrzymać emocji.Patrzą na siebie porozumiewawczo.Zaczynam wiercić się niespokojnie.Zabiją mnie ,albo jeszcze gorzej.-Cienie.-Szepcze chłopak a mnie przebiega dreszcz.Marszcząc brwi mówię.-Cienie?O co chodzi?-Margaret bierze głęboki oddech a jej ciemne oczy zaczynają błyszczeć.
                -Stworzenia takie jak cienie czerpią moc z ludzkiego strachu.Są jak pijawki.Odczepią się lecz zawszę pozostanie ślad.Są impulsywne i nie zrównoważone.Robią co się im żywnie podoba.To najgorsze stworzenia jakie chodz...-Marco przerywa jej zły:-Wystarczy.Chyba już zrozumiała.
              Kobieta patrzy na moją zdenerwowaną twarz a jej własna staję się nie wyobrażalnie smutna.Czyli tak to ze mną będzie?Utknę na wieki z psycholami którzy będą  żyć dzięki mnie.Dlatego że jestem człowiekiem i tak jak każdy(normalny)boję się.-Czy...-Zwracam się do Marco.-Ty teraz to robisz?-Pytam przełykając ślinę.Nie mam pojęcia dlaczego zadaję takie dziwne pytania.
                   On drapię się w kark nie pewny.Margaret odpowiada za niego.-Nie możemy.Jesteś młodym łowcą.-Wzdycha.ŁOWCA?Jakaś nowa nazwa na chorą psychicznie?Patrzę na nią bez wyrazu.Czyli jestem taka jak oni?

   
                             Idę za Margaret.Wstrząśnięta.Zła.Smutna.
W jednej chwili dowiedziałam się że moi rodzice mnie adoptowali.Jestem łowcą.Czyli tacy jak ja polują na cienie.U których mieszkam.Tylko Damon jest moim bratem a ja jego siostrą.Tylko my dwoję.Zastanawia mnie to skąd oni wzięli te wszystkie informację.I dlaczego mi powiedzieli.Marco idzie za mną.Słysze jak oddycha.Próbuję się uspokoić wsłuchując się w miarowy wdech i wydech.
         Chciałabym wrócić do domu...Tak... Do mojej matki która okłamywała mnie przez ostatnie 17 lat.Do przyjaciół którzy nigdy nie będą wiedzieli co dzieję się w Akademii.Nie powiedziałabym policji ponieważ wtedy nie było by to sprawiedliwe.Ja też jestem postacią z mroku.I tego nie zmienię.Zanim któreś z nich się odezwie wskakuję do pokoju i zaszywam się w kącie.Jak najdalej od światła.Jak najdalej od wszystkich zmartwień.
                  A gdy słońce wzejdzie będę gotowa.
  


                                                                                                                                                                                                                                                                                            
Czytasz!Komentuj! ;)

1 komentarz: